piątek, 7 lutego 2014

let's the game begin

Mesdames et Messieurs! Lejdis and gendermen! Damy i huzary... pardon... gospodary!
Zimne olimpijskie ognie... eee... orgie... igrce... no... właśnie... uważam za otwarte! I już.

A teraz, po raz pierwszy i ostatni w tym miejscu, będzie przez chwilę poważnie. Oglądałem - w sposób mniej lub bardziej zaangażowany - wszystkie ceremonie otwarcia igrzysk olimpijskich od Albertville 1992. Dzisiejsza w Soczi była jedną z najlepszych, jakie pamiętam. Nie przeciągnięta, zbalansowana, ze świetnymi grafikami, z kapitalną muzyką, z niesamowitymi efektami specjalnymi. Żeby jeszcze tego znicza nie trzeba było zapalać poza stadionem...

Podobno świat się już śmieje z paru wpadek organizacyjnych podczas uroczystości (nie "otworzyło się" jedno z olimpijskich kół, dziwnym trafem akurat to symbolizujące Amerykę...), ale jest taka zasada, że jak komuś chce się przyłożyć, to kij lub paragraf zawsze się znajdzie. Zresztą, Rosjanie przez lata stosowali tą zasadę z rozkoszą, więc nie powinni mieć teraz pretensji do świata. W tym zgoda. Jednak w medialnym epatowaniu dwoma sedesami bez ścianki działowej znalazłoby się równie wiele hipokryzji.

To pisałem ja, pokorny wykształciuch, leming z zakamuflowanej opcji rosyjskiej, anty-Polak, zmanierowany, przekabacony i podkupiony, siedzący tam gdzie stało ZOMO. Po przecież gdyby tak nie było, jakże mogłoby mi się spodobać coś, co zorganizował ten paskudny Putin i ci przebrzydli Rosjanie. Łubudu.

7.02.2014 (21:31)

PS. Wszystkie opinie i pozostałe rzeczy są tym razem - wyjątkowo - prawdziwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz